środa, 25 listopada 2015

''Maybe Someday'' Colleen Hoover

Tytuł oryginału: Maybe Someday
Seria: --
Tłumaczenie: Piotr Grzegorzewski
Wydawnictwo: Otwarte
Liczba stron: 382
Data premiery: 13 maja 2015
On, Ridge, gra na gitarze tak, że porusza każdego. Ale jego utworom brakuje jednego: tekstów. Gdy zauważa dziewczynę z sąsiedztwa śpiewającą do jego muzyki, postanawia ją bliżej poznać.

Ona, Sydney, ma poukładane życie: studiuje, pracuje, jest w stabilnym związku. Wszystko to rozpada się na kawałki w ciągu kilku godzin.

Wkrótce tych dwoje odkryje, że razem mogą stworzyć coś wyjątkowego. Dowiedzą się także, jak łatwo złamać czyjeś serce...

''Say it's wrong, but it feels right.''

          Colleen Hoover - trudno nie znać dziś tego imienia i nazwiska, sławna wśród dzisiejszych nastolatek, pisarka Young/New Adult, może się poszczycić wieloma świetnymi książkami. Wśród nich jest właśnie Maybe Someday, ''eksperyment'', jak to zostało zaznaczone już na wstępie przez autorkę i Griffina Patersona. Książka ta nie tylko jest książką w tradycyjnym tego słowie znaczeniu, to cudowna historia z pięknym dodatkiem w postaci własnej ścieżki dźwiękowej, która nie tylko potęguje odczuwane emocje, ale i pogłębia przywiązanie do bohaterów i ich opowieści.

''Często usiłujemy ukryć nasze uczucia przed tymi, którzy powinni je poznać. Ludzie skrywają emocje, zupełnie jakby ujawnienie ich było czymś złym''

          Na początku starałam się słuchać piosenek w trakcie czytania, ale szybko dałam sobie z tym spokój. Trudno mi było się skupić na jednym i drugim jednocześnie - albo przestałam zwracać uwagę na tekst piosenki, albo drugi raz z rzędu czytałam ten sam akapit. Dlatego, tak naprawdę dopiero teraz, pisząc tę recenzję, przesłuchuję uważniej te utwory. Nie są one co prawda w moim guście, ale z łatwością mogę wybrać kawałki, które bardziej mi się spodobały: Hold On To You oraz tytułowe Maybe Someday. Tutaj wszystko mi gra: i tekst, i muzyka.

''Jak to możliwe, że dwoje dobrych ludzi, mających dobre intencje, wikła się w coś tak niesamowicie złego?''

          Sydney trochę trudno mi określić. Jest dość normalną dwudziestodwuletnią dziewczyną, która jednak po trudnych chwilach zaczyna tracić zaufanie do ludzi. Dużo cierpi i wszystko mocno przeżywa, co może być związane z tym jak bardzo kocha i ceni muzykę. Ridge natomiast otwarty i szczery w stosunku do siebie i innych, nie stara sobie wmówić kłamstw i nieprawdy, bo wie, że nie ma to najmniejszego sensu. Bardzo podobała mi się ta jego cecha, ponieważ nie znoszę ludzi który nie widzą lub udają, że nie zauważają prawdy. Kocha swoją dziewczynę, Meggie, jest do niej bardziej przywiązany i względem niej lojalny niż dziewięćdziesiąt procent populacji mężczyzn w związkach na świecie, jednak wie, że to co zaczyna się rodzić pomiędzy nim a Sydney nie jest tylko i wyłącznie przyjaźnią. Nie stara też wypierać tych uczuć, przeczyć, że to nieprawda, godzi się z nimi, co nie znaczy, że automatycznie im ulega. Oboje i on i Sydney walczą ze samym sobą, swoimi instynktami i emocjami, wiedząc, że jeśliby tylko im ulegli nic nie mogłoby być takie jakie było.

''[...] ludzie nie wybierają, w kim się zakochują. Mogą jedynie wybrać, kogo dalej będą kochać.''

          To jest romans. Po prostu romans. Prócz niesamowitego i absolutnie niepowtarzalnego wątku miłosnego, żaden inny nie jest bardziej rozwinięty - po prostu jest to zbędne. Akcja tak jak powinna skupia się na trójkącie miłosnym, jedynym jaki kiedykolwiek mi nie przeszkadzał. Bo wiecie, nie jest to typowy trójkącik, gdzie szlag mnie trafia, przy trzęsieniu się bohaterki: którego to przystojniaka mam wybrać? Który jest dla mnie stworzony? Czy naprawdę go kocham miłością szczerą i bezbrzeżną? itp. itd. Naprawdę w takich sytuacjach jestem gotowa wyzionąć ducha dla własnego świętego spokoju. W Maybe Someday trafiamy na sytuację odwrotną: to główny bohater nie wie, którą kocha mocniej, do której jest bardziej przywiązany. Miła odmiana, zwłaszcza, że zawsze się zastanawiałam jakby to było w takich sytuacji.

''It's making me feel
Like I want to be
The only man
That you ever see.''

          W książce nie zabrakło łez bólu, rozpaczy, smutku i wzruszenia. Emocje były widoczne w każdym zdaniu książki, czy to przedstawione za pomocą żartu, czy pięknych, głębokich cytatów. Naprawdę choćby za to ostatnie mogłabym pokochać Maybe Someday. Uczucia nie zostały przedstawione prosto i przyjemnie. Nie zawsze odwzajemnione uczucie może oznaczać szczęśliwy koniec dla wszystkich, a coś co normalnie jest niewinne i piękne, dla kogoś innego może oznaczać najgorszą krzywdę. Ta historia spodobała mi się tak bardzo, że nawet zdając sobie sprawę, że na drugi dzień nam test z fizyki, ze mam masę innych obowiązków i tak siedziałam do trzeciej w nocy i czytałam, i czytałam. Przerwanie byłoby zbrodnią oraz karą jednocześnie.

''Nauczyłem się jednak, że sercu nie można nakazać, kiedy, kogo i jak ma pokochać. Serce robi, co chce. Od nas zależy najwyżej to, czy pozwolimy naszemu życiu i głowie dogonić serce.''

          Już czuję tęsknotę za bohaterami i ich przygodami. Jestem na takim kacu, że nawet do mang przestało mnie ciągnąć. Trzeci raz już to czuję, najpierw w przypadku Hopeless, później Losing Hope, a teraz po Maybe Someday. Słodka melancholia. I za każdym razem to uczucie pustki, ale jednocześnie pewnego wzruszenia i zadowolenia, pogłębiało się coraz bardziej. Aż zaczynam bać się, co się będzie ze mną działo gdy przeczytam resztę książek pani Hoover, bo to zrobię, nie ma innego wyjścia, nie odmówię sobie tego. Książki tej pani mają też w sobie coś, co skutecznie uniemożliwia mi wypowiedzenie się na ich temat. Z tych przeczytanych opinię Hopeless napisałam z wielkim trudem, tą ledwie dukam, a z Losing Hope dałam sobie spokój, bo i tak nie dałabym radę nic z siebie wydusić.


''Wiele rzeczy mogę, powinnam i muszę zrobić, żadnej z nich jednak zrobić nie chcę.''

          Nie wiem czy cokolwiek wywnioskowaliście z tej opinii. Czuję się bardziej jakby to było swobodne rozmyślanie, nieźli normalna recenzja. Ale cóż, nic innego nie wykombinuję. Dodam też na koniec: wiem, że nie jest to książka dla wszystkich. Zdaję sobie z tego doskonale sprawę, więc jeśli wiecie, że to nie wasze klimaty, to nie zmuszam. Romansidła nie są dla wszystkich. Jednak jeśli czujecie się choć w minimalnym stopniu zaciekawieni, proszę nie wahajcie się spróbować!

9/10

21 komentarzy:

  1. Bardzo fajna książka :) czytałam ją już jakiś czas temu ale nadal miło ją wspominam :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Jestem chyba jedyna osoba,ktorej ta ksiazka sie nie podobała 😁

    OdpowiedzUsuń
  3. Książka jest świetna - jedna z lepszych Colleen Hoover :)

    houseofreaders.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  4. Mam w planach, czeka na mojej półce już od dawna ;p Mam nadzieję, że i ja będę zachwycona ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Mam już ją na półce od jakiegoś czasu, a po Twojej recenzji nie mogę doczekać się jeszcze bardziej, żeby ją przeczytać :))
    Pozdrawiam,
    isareadsbooks.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  6. Czytałam jak na razie tylko "Hopeless" tej autorki, "Losing hope" czeka już na półce, a "Maybe Someday" koniecznie muszę kupić, skoro tak chwalisz :))

    OdpowiedzUsuń
  7. Jeszcze nie czytałam, ale mam zamiar zabrać się za tę książkę jakoś w święta :*

    OdpowiedzUsuń
  8. Myślę, że mogę się z Tobą zgodzić w stu procentach. Ja również uwielbiam Maybe Someday. Ta książka bardzo zapadła mi w pamięć i jestem pewna, że wrócę do niej za jakiś czas ;)
    Aleja Czytelnika

    OdpowiedzUsuń
  9. Bardzo miło wspominam tę książkę - przypadła mi do gustu bardziej niż "Hopeless" czy "Losing Hope".

    OdpowiedzUsuń
  10. Książkę mam w planach. :)
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  11. mam nadzieję, że wkrótce nadarzy się okazja na przeczytanie tej książki ;)

    OdpowiedzUsuń
  12. Książka przede mną, ale mam ja na półce :)

    OdpowiedzUsuń
  13. Do tej pory udało mi się przeczytać jedynie "Hopeless" tej autorki. Jednak nie wykluczam, że kiedyś po nią sięgnę ;)

    OdpowiedzUsuń
  14. Dziś po raz drugi czytam recenzję tej książki ;). Twoja sprawiła, że zwykła wcześniejsza ciekawość, teraz przerodziła się w ogromne pragnienie by sięgnąć po "Meybe someday" i ją przeczytać. Nie miałam jeszcze przyjemności sięgnąć po twórczość tej autorki więc tym bardziej korci mnie by się przekonać czy mnie także tak pochłonie i podbije moje serce...
    Pozdrawiam serdecznie,
    Dagmara

    OdpowiedzUsuń
  15. Książkę mam na oku od dawna ale ostatni akapit twojej recenzji dał mi do zastanowienia. Osobiście niezbyt lubię romansidła jednak i tak dam tej książce szanse.

    Pozdrawiam
    blog--ksiazkoholiczki.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  16. Faktycznie, trudno teraz nie kojarzyć Colleen Hoover, bo rzeczywiście jej książki robią prawdziwą furorę. A ja... Nadal nie przeczytałam ani jednej :) Chociaż zdaję sobie sprawę, że to są powieści dla mnie (kocham obyczajówki, dramaty i właśnie romansidła), to jednak nie znoszę, gdy coś zwala się na mnie z każdej strony, wolę poczekać, aż szał się nieco uspokoi i dopiero potem sięgnąć po któryś z tytułów :D Chociaż trzeba przyznać, że panią Hoover jestem zainteresowana coraz bardziej, bo naprawdę, ostatnio trafiam na same pozytywne recenzje, Twoja jest jedną z wielu. No nic, może wkrótce ulegnę magii tej pisarki :)
    Pozdrawiam,
    rude-pioro.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  17. Maybe someday mam zdecydowanie w planach. Przeczytałam Hopeless i spodobało mi się pióro Hoover :)

    OdpowiedzUsuń
  18. Ogromnie się cieszę, że książka Ci się spodobała, ale czego innego mogłam się spodziewać? W końcu to Hoover, ją kochają niemal wszyscy :D

    OdpowiedzUsuń
  19. Cóż... Ścieżki moje i Hoover nadal się nie zeszły. :P
    Maybe someday wydaje mi się naprawdę ciekawe i cóż, lubię romansidła, więc... kiedys przeczytam tę pozycję. :D

    OdpowiedzUsuń
  20. Książka jest świetna! *_*
    Mam nadzieję, że przeczytam kiedyś coś równie wspaniałego.
    Pozdrawiam ~Bacha :D
    http://dostatniejstrony.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  21. Książka jest naprawdę dobra, choć "Hopeless" podobało mi się bardziej ;)

    OdpowiedzUsuń

Dzięki wielkie za każdy komentarz, zwłaszcza taki, który nie składa się wyłącznie z np. ''Mam w planach'', ''Może przeczytam''. Każdy motywuje mnie do dalszego starania się i wkładania coraz więcej pracy i siebie w to co piszę :)

PS: Nie odpowiadam na komentarze typu: ''Obserwacja za obserwację?"

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...